Witam,
Tym razem chciałem opowiedzieć o wczorajszej sesji i pewnym spostrzeżeniu, jakie na sobie zaobserwowałem.
Otóż tyle się mówi o downswingach, tiltach oraz podobnych sytuacjach, jako o zjawiskach zewnętrznych, od nas niezależnych - trochę podobnie jak pogoda. Ale czy tak jest do końca? Od dłuższego czasu stoję na stanowisku, że, aby wygrywać w pokerze należy podczas KAŻDEJ sesji wygrywać z samym sobą, a dopiero później z przeciwnikami.
Wczorajsza sesja rozpoczęła się jak każda inna i po półtorej godziny gry byłem +/- 0, a że musiałem wyrobić trochę punktów, więc postanowiłem ją nieco przedłużyć. Wieczorem jak to wieczorem schodzą się do pokera donki szukające akcji. Na niskich limitach FR zaczyna się już grać nie tylko kartami, ale przede wszystkim pod te właśnie donki. Przeciwko nim gramy często bardziej loose i dajemy im mniejszy kredyt zaufania - bo w końcu ktoś, kto ogląda 40% flopa zazwyczaj nie może trafiać.
Problem pojawia się, kiedy stosujemy multitabling, a na jednym z naszych stołów donk zaczyna trafiać jak szalony. Tak też mi się przydarzyło. Na jednym ze stołów donk 2 razy się szczęśliwie podwoił, a ze stacka, jaki miał ok. 50$ "nalezało" do mnie. W tym momencie zrobiłem duży błąd, gdyż zamiast grać swoje albo zaakceptować stratę powiedziałem sobie: "oddasz ty ch...".
Tak na prawdę nie chcę opowiadać czy oddał czy nie, bo to nie ma większego znaczenia. Znaczenie ma za to fakt, że podczas multitablingu myslenie "oddasz" przenosi się często na inne stoły. To z kolei oczywiście powoduje grę bardziej loose, często kompletnie nie dostosowaną do warunków.
A więc sprawdzenie z 67s 3 beta bez pozycji od murka: normalnie - nigdy w życiu; po "oddasz" - tym razem zaryzykuję, bo może ma overparę i mi wypłaci jak trafię flop. Oczywiście flopa nie trafiłem.. ha!.. oby jednego flopa! Angażując się w takie sytuacje na kilku stołach na raz rozdałem z 1-2 BI tylko po to, aby sprawdzić czy "oddadzą".
Ostatecznie sesja, która miała trwać ok. 2h zakończyła się po ok. 7,5h! Oczywiście przez większość tego czasu przyświecała mi idea "oddasz". Donkowy bohater tej historii zniknął pewnie gdzieś po 30 minutach gry zabierając swój wielki łup albo przelewając go komuś innemu. Ja za to "widziałem" go przez wiele godzin w moim mniemaniu w wielu innych graczach.
Ostatecznie sesję zakończyłem rekordowym w historii minusem - co najlepsze nie oddanym w wielkich rozdaniach, ale w mniejszych lub większych przepychankach.
Morał tej historii jest taki, że linia między byciem donkiem, a nie byciem donkiem bywa bardzo cienka i jej przekroczenie jest niezależne od granych stawek, ale od małego "mściciela", który w KAŻDYM Z NAS siedzi..
A więc kiedy po raz kolejny zdarzy nam się rozwalić kilka BI w jednej sesji twierdząc, że donki trafiają jak szalone, wtedy może należy szczerze spojrzeć i zastanowić się, na których stołach te donki są, a na których to już nam rosną ośle uszy..
Jak się domyślanie, dzisiejszy dzień dla mnie - chociaż właściwie jeszcze się nie zaczął - to mógłby się skończyć. Może to, co napisałem, pozwoli mi go jakoś znośnie przeżyć.
troll