Strona 1 z 3 123 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 27
  1. #1
    Dołączył
    Apr 2005
    Posty
    276
    Wszystkim, ktorych poznalem dzieki wspolnej pasji DZIEKUJE za wiele dobrych chwil.

    Kazdemu z osobna zycze .... (nie zapeszam).

    widUS wycofal sie.

    AMEN

  2. #2
    Dołączył
    Jun 2003
    Przegląda
    Anfield Road
    Posty
    2,967
    ??

    sorki ale tak tego nie zostawisz musisz napisac cos wiecej

  3. #3
    Dołączył
    Jun 2006
    Posty
    252
    Nie rozumiem tego posta......napisz cos wiecej!!
    .......amen??
    Powiem szczerze ze zaniepokoil mnie ten post......ale ja mam to do siebie ze wszystko widze w czarnych kolorachwyprowadz mnie z bledu i napisz cos konkretniejszego....

    Pozdrawiam

  4. #4
    Dołączył
    Sep 2005
    Przegląda
    Skype: alchemik-poker
    Posty
    2,517
    ???

    Opisz stary czemu kończysz?
    Wole sie zabezpieczyć zanim mnie też to spotka

    Pzdr

  5. #5
    Dołączył
    Jun 2003
    Przegląda
    W-wa
    Posty
    1,493
    Z tego co pamietam to juz nie pierwsze rozstanie Widusa z pokerem wiec moim zdaniem nie ma co dramatyzowac - ochlonie i mu przejdzie

  6. #6
    Dołączył
    May 2006
    Przegląda
    Warszawa
    Posty
    2,357
    Oj Widus, Widus... Kilka bad beatów a ty już kończysz z pokerkiem? Stary, daj spokój! Please, come back!!!

  7. #7
    wróci, zawsze wracają...

  8. #8
    Dołączył
    Nov 2005
    Posty
    18
    Waldek co Ty pierolisz,przypaliles cos?!

  9. #9
    Dołączył
    Apr 2004
    Przegląda
    katowice
    Posty
    4,233
    grek jak znowu cos przegram gdziekolwiek przypomne sobie twoj post
    rozbawiles mnie na maxa
    peace widus zawsze moze byc lepiej - good things always happen to u

  10. #10
    Dołączył
    Apr 2005
    Posty
    276
    "Nie przegrasz tego czego nie postawisz"

    David Levien & Brian Koppelman - "Hazardziści"


    IMIĘ: Jakub

    NAZWISKO: Turkowski

    WIEK: 29 lat

    ZAWÓD: Dziennikarz

    MIEJSCE PRACY: Klub pokerowy.


    Warszawa, zima 2006.


    Texaspoker jest jak życie. Albo grasz o wszystko albo nie masz nic.

    Marzę o śnie. Niczego w tej chwili nie pragnę jak zdrzemnąć się choćby przez chwilę, położyć głowę na poduszce i pobyć przez kilka godzin w spokojnym śnie. Nie teraz.
    Zjazd. Resztki białego, gorzkiego proszku tkwią mocno na podniebieniu. Sczękościsk. Żrenice mocno rozszerzone nie pozwalają powiekom na samowolne mrugnięcie. Pocę się. Pocę się jak zdechła świnia. Zupełnie jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. To chyba wtorek. Zupełnie się pogubiłem. Przyszedłem do Toma w niedzielę wieczorem. Wskazówka czterokrotnie przekroczyła dwunastkę więc powinien być już wtorek, ale nie jestem tego pewien. Nie dałbym sobie uciąć ręki. Nie mógłbym wtedy trzymać kart.
    Dwie damy. Karta jak każda inna. Muszę być ostrożny. Nie mogę zagrać ostro, i tak gram czytelnie. Podbijam tylko stawkę. Nikt nie wchodzi do gry i po frajersku zbieram wejściówkę. Trzeba było dołożyć stawkę i poczekać na flopa. Rozegrać to rozdanie po mistrzowsku. To zmęczenie. Czuję jak pot spływa mi po bokobrodach. Podbródek trzęsie się w rytm trzaskania górnych zębów o dolne.
    Potem kilka podobnych rozdań bez historii. Rozpoczynam czwartą paczkę papierosów. Smakują wyśmienicie. Wciągam tytoń głęboko,do samych płuc. Sztach za sztachem. Mocno, po męsku. Dany rozdaje karty. Ślizgają się na zielonym płótnie. As król w kolorze pik. Moja ulubiona karta. Piki dawno nie były w grze. To może być rozdanie wieczoru...

    W czerwcu dwutysięcznego pierwszego roku skończyłem nareszcie studia. Co to była za męczarnia. Najgorszy okres w moim życiu. Pięć kurewsko straconych lat. Pamiętam jak tuż przed maturą odwiedziłem matkę w szpitalu. Zapytała mnie co dalej? Powiedziałem, że nie wiem bo naprawdę nie wiedziałem wtedy co zrobię ze swoim parszywym życiem. - Może będziesz lekarzem? - zapytała mnie. Nie wiedziała, że boję się krwi i nienawidzę igieł. - Prawnikiem? - nigdy nie byłem dobry z historii. W niczym nie byłem dobry. Tylko wóda, ćpanie i karty. - No to może dziennikarzem? Pojawił mi się przed oczami Max Kolonko i pomyślałem sobie: Tak kurwa. To dobry pomysł - będę dziennikarzem. Będę wyrywał na to laski. Każda poleci na dziennikarza. Będe obracał najlepsze dupy w stolicy. Będę dziennikarzem. Potem przez pięć zasranych lat wbijali mi do głowy piepszone teorie pisarstwa, gatunków dziennikarskich i innych podobnych bzdur. Kazali ćwiczyć dykcję, obniżać rezonans, dzień zaczynać od papierosa. Zawsze budziłem się na szkockim kacu. Rano miałem taki fajny pluszowy głosik. Pracowałem w małym, undergrandowym radio. Czytałem wiadomości. W między czasie posuwałem fajną panienkę. Miała w sobie tyle seksapilu jak żadna inna i fantastyczne długie nogi. Miała cycki w sam raz i ogoloną cipkę. Była fajna. Mruczała i wiła się jak kotka gdy posuwałem ją od tyłu. Uwielbiała czuć mojego kutasa właśnie w tej pozycji. Może to dziwne, ale ona płaciła rachunki. Miała nadzianych starych, którzy nie znosili mnie i wice wersa. Uważali, że jestem nieudacznikiem, zwykłym śmieciem i nie zasługuję na ich córkę. Nie zasługiwałem, ale żeby zrobić im na złość kupiłem Dianie pierścionek zaręczynowy. Zgodziła się od razu. Byłem jej pierwszym facetem. Pierwszym, który kochał ją nad życie i ubóstwiał jak nikt dotąd. Żyliśmy sobie na kocią łapę i było zajebiście. Chciałem wracać każdego ranka, każdej nocy i móc rżnąć ją na tysiąc sposobów. Chciałem by była moją żoną, moją i nikogo więcej. Chciałem mieć ją tylko dla siebie.
    Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem grać. Nigdy nie lubiłem pokera, wolałem brydża i nawet byłem całkiem niezłym brydżystą. Grałem w drugiej lidze. Pamiętałem rozdania, które grałem pół roku temu i gdy ktoś zbudził by mnie o dwunastej w nocy i zapytał o nie, podałbym mu rozkład wszystkich czterech rąk bez zająknięcia. Uważałem że brydż jest inteligenty a grając w pokera wystarczy mieć szczęście i unikać szulerów, ale kiedy poznałem odmianę Texas Hold'em, wszystko przestało mieć sens. Brydż może jest inteligenty ale nie przynosi pieniędzy. Tu poczułem smak wielkiej fortuny. Marzyłem o wielkiej, milionowej wygranej i wylocie do Vegas. Chciałem zobaczyć stolicę światowego hazardu. Poker w teksańskiej odmianie jest królem wszystkich gier karcianych i od tamtej pory wyrzuciłem ze swojego słownika wyraz "szczęście". Fart nie ma tu swojego miejsca. Decydują umiejętności.
    Zasady są proste. Każdy gracz dostaje dwie karty i zaczyna się licytacja. Potem na stole wyświetlają się trzy karty tzw.flop. Gracze dopasowują swoje dwie karty do flopa i licytują się. Następnie pojawia się czwarta karta (turn) i piąta (river). Gracze szukają swoich szans w siedmiokarcie. Czy to nie wspaniałe i podniecające?
    I tak oto stałem się hazardzistą. Kiedy po raz pierwszy przekroczyłem progi Royal Card Club wiedziałem czego w życiu potrzebuję. Znalazłem swoje powołanie. Teraz mogę ci mamo odpowiedzieć na twoje pytanie, które zadałaś mi tuż przed śmiercią. Nie pytaj mnie mnie kim chcę być. Zapytaj mnie kim jestem. Jestem pokerzystą. Jestem pierdolonym hazardzistą i jest mi z tym kurewsko dobrze. Hazardzistą się nie bywa. Hazardzistą człowiek się rodzi i zostaje aż do śmierci. Nie ma na to lekarstwa.
    Rzuciłem robotę w rozgłośni, no bo przecież nie mogłem tracić czasu na niepotrzebne rzeczy. Dianę okłamałem, że muszę więcej pracować. Zapytała mnie dlaczego nieprowadzę już wiadomości? Odpowiedziałem, że zostałem szefem działu sportowego i nie wchodzę na antenę. Złapała ten bajer, bo przynosiłem więcej hajsu. Bywały miesiące kiedy wyciągałem z pokera nawet dziesięć tysięcy. Diana zaszła w ciążę i urodziła mi córkę. Przepiękną dziewczynkę. Moje kochane dziecko. Do dziś trzymam jej zdjęcie na nocnej szafce. Ono przypomina mi, że mam dla kogo żyć.

    ... Mała ciemna, duża ciemna ja tylko dokładam. Wyczekam skurwieli. Poczekam na flopa i wtedy zagram agresywnie. Młody zrzut,Tadek zrzut, Dany podbija. Ja tylko dokładam. Pozostali się zrzucają i zostaję na placu z Danym. Ogrywam go za każdym razem gdy siadamy do stołu, ale chłopak jest ambitny. To zaprzyjaźniony neurochirurg. Nie ma co robić z pieniędzmi. Ogrywam go, i będę to robił zawsze, dopóki się sukinsyn nie nauczy grać. W dupie mam to, że to mój przyjaciel. Jedyny jaki mi jeszcze został. W kartach nie ma przyjaciół. Jeśli myślisz, że możesz z kimś grać na spółę jesteś w błędzie. Kiedyś kumpel cię wyroluje i obudzisz się nad ranem z ręką w nocniku. W kartach nie ma przyjaciół...

    Pewnego wieczoru wróciłem do domu spłukany. Przegrałem wszystko. Diana nie spała. Próbowała uśpić małą. Ja też płakałem. Nie mogłem już więcej jej okłamywać. Powiedziałem jej o wszystkim.

    ...piki nie idą, ale mam strita z ręki. Największego. W stole leży Dama, walet i dyszka w różnych kolorach. Dany zagrywa - agresor. Po namyśle dokładam. Jesteś mój skurwielu. Kropla potu spływa mi po czole. Na języku czuję smak amfetaminy, oblizuję się. Tom dolewa mi brendy. Czwarta karta trójka karo - nic nie zmienia w układzie. Dany myśli pewnie, że mam wysokiego kickera z dziesiątką lub waletem. Damę wyklucza bo pewnie ma na ręku dwie więc słusznie zagrywa za pięć tysięcy. Uśmiecham się i stawiam wszystko. Dany dokłada. Nie myliłem się. Tylko czwarta dama w ostatniej karcie mogła sprawić, że wróciłbym do domu z pustymi rękoma. Szansa nikła. Dany odsłania ostatnią kartę...

    Zima tego roku jest sroga. Wracam po trzech dniach nieustannej gry do domu nad ranem. Jest ciemno. Czuję na twarzy ten siarczysty mróz.
    Kasia ma już cztery latka. Mylą mi się dni, miesiące, lata. Rozróżniam tylko cztery kolory: trefl, karo, kier i pik, ale datę jej urodzin pamiętam doskonale. Co roku wysyłam jej kartkę. Nie wiem nawet czy ją przeczyta. Mam zakaz widzenia. Sąd nie pozwolił mi na widywanie się z córką. Nie protestuję, nie walczę. Nie chcę by wiedziała kim jestem, wysyłam tylko urodzinową kartkę.
    Wracam do domu i chcę odpocząć. Nie mogę. Szklanka Wild Turkey, powinna mnie rozluźnić.
    Prześpię się trochę. Jutro też jest dzień.

    Piotr Rutkowski - 2006-01-19 23:59:23

    ZRODLO: www.proza.interklasa.pl