Tak sobie myslalem. Przypuscmy, ze mam jakas wysoka parke z reki np KK, flop jeszcze nie wylozony, a przede mna decyzja czy wejsc czy nie wejsc. Gdzies przeczytalem, ze jak ma sie pare z reki trzeba podwyzszac zeby zmniejszyc konkurencje i zostawic mala ilosc przeciwnikow. A ja sobie mysle tak: co by bylo jak bym tylko wszedl i nie przebil... Flop zostalby wylozony, ja mam jasna sytuacje i patrze co robia przeciwnicy, moze pasuja, moze bet-uja. Jak bet-uja to najprawdopodobniej bede wiedzial co maja patrzac na flopa. Dajmy na to we flopie jest As, no to mysle, kurde moze ma asa w reku i tu juz bym sie zastanawial czy nie spasowac, tak samo byloby jak na flopie bylyby jakies dwie mniejsze. Jak bym przed wylozeniem flopa raise-owal to i tak bym go nie przestraszyl bo gram na limicie. Ale przypuscmy, ze we flopie nie ma asa tylko cos mniejszego od kroli. Jakas dama albo jopek. Patrze czlowiek bet-uje to ja mu przebijam, reszta pasuje a my sie silujemy. Tamten mysli ze jestem debil i mam nadzieje ze turn i river cos przyniosa, a on jest pewny swego, bo przeciez na poczatku nie raise-owalem tylko zwyczajnie wszedlem. No i wygrana partia oczywiscie jak jemu 3 jopek nie wskoczy na turnie albo riverze.
Co wy na to?