Być może to będzie post z cyklu "cool story bro", ale może stałych pisarzy gorzko-żalowych skłoni do chwili zastanowienia.
Zagrałem wczoraj turek z największą pulą w moim życiu - Main Event FTOPS'a na FTP. Dostałem się z satelity, na takie wpisowe raczej bym się nie porywał.
Ponieważ jestem słabym graczem, stosunkowo szybko rozdałem głęboki stack i pod jednym względem poprawiłem swoją sytuację - liczba błędów do popełnienia w pojedynczym rozdaniu spadła do jednego. Czyli all-in or fold.
Odpadłem z turnieju, na szczęście już w kasie, mając KK przeciwko KQo. Bad beat straszliwy, prawda? 91% na wygraną. Stanowczo zasługuje na wpis w gorzkich żalach, szczególnie biorac pod uwagę wagę turnieju.
Ale jest "ale". Zanim do tego doszło, wygrałem 6 all-inów preflop z rzędu. Rzućmy okiem na prawdopodobieństwa.
AK vs TT - 42%
AK vs 99 - 45%
KK vs AJs - 68%
66 vs JTs - 48%
AK vs QJo - 65%
A9s vs 88 - 46%
4 flipy i dwa razy lepsza ręka. Jesteśmy szczególnie wdzięczni losowi za wygranie flipa? Niebardzo. Szybko zapominamy.
A teraz mała sztuczka. Sprawdźmy, jakie było prawdopodobieństwo wygrania tych wszystkich rozdań:
0,42*0,45*0,68*0,48*0,65*0,46 = 0,018
Nie ma tu pomyłki. Miałem niecałe 2% szans na to, co się stało. A potem poległem przeciwko 9%. I jak teraz wygląda ten straszliwy bad beat? Naprawdę tak mnie bardzo los pokrzywdził? Mam jeszcze 7% różnicy do spłacenia...
Zastanówcie się nad tym następnym razem, gdy będziecie pewni, że tak Was okrutnie los oszukuje.