Rozwiązanie tego problemu jest podobne jak każdego innego.
Wszystkie problemy rozwiązują sami ludzie, warunkiem jest traktowanie własności i wolności jako "świętość" (najwyższą wartość).
I do tego IMO jest niezbędne istnienie państw. Konieczna jest jakaś siła, niepokonana siła, państwo, które wymusi na wolnych ludziach by przestrzegali również "świętości" innych.
Współcześnie mamy państwa, które zamiast bronić przestrzegania wolności między obywatelami zniewala ich kolejnymi tysiącami regulacji.
Tymczasem dla każdego naruszenie jego wolności jest czymś innym.
W tym konkretnym przypadku (ekologia) jest podobnie.
Zakładamy sytuację normalną, zatem każdy kawałek ziemi i każdy fragment rzeki do kogoś należy. I teraz jeśli jakaś fabryka/osoba prywatna zanieczyści ziemię, rzekę, powietrze na terenie jakiejś innej firmy/osoby prywatnej, ta "zanieczyszczona" wytacza proces o naruszenie jej własności/wolności.
I tu jest zadanie sądów/państwa, które musi błyskawicznie i bardzo dotkliwie, włączając w to sowite odszkodowanie dla powoda, ukarać pozwanego.
Zapewniam, że w normalnym wolnym świecie i w państwie, którego jedynym zadaniem jest walka o wolności przestrzeganie, każdy by dbał o nienaruszalność "środowiska" i własności innych 100 razy lepiej niż obecnie (wiedząc o gigantycznych kosztach ewentualnych kar i odszkodowań).
Dzisiaj wystarczy dać w łapę politykowi a ten wymyśli prawo, które na coś pozwoli lub nie zgodnie z własnym widzimisie.
Fabryka może truć 200 okolicznych domów i nikt nic nie może zrobić, bo dostała "zezwolenie".
W normalnym, wolnym świecie, każdy ma swoje widzimisie i ta fabryka musiałaby wybulić 200 potężnych odszkodowań, albo dogadać się z każdym, albo przestać truć.