Zamieszczone przez
2Jacks
TO nie jest kwestia ilości tych pieniędzy. Jeśli ktoś by ci zabrał 1 zł,to bys olał bo to 1 zł? Oczywiście jest to jedna z niegłupich opcji, ale na 100% by ci sie to nie podobało. Jesli byłaby możliwośc, to byś do tego nie dopuścił. Wiele osób uważa, że utrzymywanie rozbudowanych świadczeń socjalnych jest bez sensu i szkodzi. Uważa sie że pieniądze są przejadane i w zasadzie psują tych którym mają pomagać. Można sie z tym nie zgadzac,lub zgadzać.
W kwesti "duchownych" sprawa od strony ładu społecznego jest dużo bardziej jaskrawa. Są to ludzie których trzeba utrzymywać, na wysokim poziomie(pewnie bez szału,ale jednak). Do tego dochodzą majątki : fajnie jeśli kościół jest jednocześnie zabytkiem klasy zerowej, pieniądze znależć sie muszą. Jednak skąd są pieniądze na wszystko inne? Także od społeczeństwa. Do tego dochadzą pewne dysonanse poznawcze, z którymi chcąc nie chcąc zderzyć sie musisz. Pamiętam jak przed pierwszą komunią biegało sie i odmawiało wszelakie regułki , wyliczanki. Z punktu widzenia małego dziecka były to sprawy świete. Znajdowały sie w katechizmie i nie wolno było z nimi dyskutować. Jakie zdziwienie, kiedy to nie tak dawno póżniej wyliczanka sie zmienia. Nagle coś musi wpaść, choć wcześniej takie ważne nie było, lub sie zapodziało. Okazuje się, że to co było takie ważne i co odmawiałeś przed księdzem, katechetą robiąc pod siebie, ważne nie jest. Pojawia sie kwestia: "Troszczyć sie o potrzeby wspólnoty kościoła" . Bardzo ciekawe i jak ślisko sprytnie ujęte.
Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. Ksiądz z założenia jest takim duchowym pasterzem jak świnia kosmonautą. Każdy psychologiczny nurt zakłada rozwój duchowy dopiero w okresie po 40. Jednak na potrzeby czegoś, zdaje sie nikt o tym nie wiedzieć. Potem przychodzi na kolęde koleś,co rozsiada sie z wyrażną ulgą i zaczyna opowiadać z jakim to elementem miał do czynienia wczoraj. Ludzie go wpuszczają a ich duchowy pasterz myśli tylko o spieprzaniu i obrabia dupę(bezosobowo,ale świadczy to o stosunku do nich). Zwykłe klasowe ćwoki idą na pana księdza i mają sie potem za nie wiadomo jakie duchowe autorytety. Jeśli podac opłatek-ok. Przeczytać coś-ok... jednak jeśli dochodzi do sedna, a więc do emocjonalnego bycia z drugim człowiekiem to pan ksiądz czuje się zaskakująco nie pewnie. Z dystansu, z pozycji autorytetu, z pozycji kogos kto wie coś na temat co ktos inny wiedział to sie sprawdzi. Ksiądz z insytucjonalnego pkt. widzenia. To koleś, który jak stanie na palcach i wyciągnie ręke, to nawet po piętach nie poskrobie tego za którego sie uważa, lub za którego chcebyc uważany. Nie ma znaczenia,czy ktoś jest piekarzem, manadzerem, ksiedzem. Madry może być każdy i wymaga to dojrzałości, nie chęci i nauki. Częściej jest to konieczność, nie chęć. Chce byc dobrze zrozumiany,ja lubię RM(w pewnym sensie),lubię tą czesto nazywaną czarnogrodzką Polskę. Wolę ją niż tą rozlazłą bezosobową nowoczesność. Jednak problemy kościoła są problemami koscioła, nie powiem że czarne jest białe skoro nie jest.