Widział że jadę nieprzepisowo i mu się to niepodobało, rzucił się na mnie a potem sam upadł żeby wyglądało to na to że ja go potrąciłem. Ale ja go nie potrąciłem, to on na mnie wskoczył spychając z roweru po czym sam upadł. Wstał i wziął mi mój rower, zwyzywałem go i chciałem do niego wystartować ale możliwe że dostałbym vvpierdol od niego a w świetle prawa wyglądało by to że uczestniczyłem w bójce więc przyjąłem pasywną postawę. Czekałem 30 minut na ławce obok, powiedziałem że czas minął i że biorę swój rower, nie dał sobie go wziąć i doszło do przepychanki po której ktoś wezwał policję.
Znalazłem go na NK:
tylko w rzeczywistości był grubszy. Nie ma żony ani dzieci -- typowy społeczniak.
Ale nie w tym rzecz. Nie popuszczę mu tego, że zrobił z siebie ofiarę jak małe dziecko płacząc przed policją że mu guzik odpadł podczas "kolizji". Pytam po prostu czy ktoś miał do czynienia ze składaniem pozwu cywilnego, ile taka sprawa może trwać i czy gra jest warta świeczki.