-
Tak jak i ostatnio w Berlinie (http://forum.pokerzysta.pl/rozgrywki...era-tl-dr.html), tak i teraz bedac w San Remo pisalem relacje. Oczywiscie jest ona przydluga [tl;dr] :P. Takie opisywanie sprawia mi przyjemnosc i mnie rozluznia. Nie wiedzialem, czy wogole ja postowac z takim opoznieniem, ale skoro wypocilem te pare kilo watpliwej jakosci tekstu ;P to zdecydowalem sie wrzucic.
Ponownie na poczatek bardziej opis mojej historii oraz atmosfery i otoczki EPT, a potem dopiero pokerowe mieso, czyli opis table dynamics i rozdan od czesci Table of death.
INTRO
== Najgorszy turniej w moim zyciu
Po pieknym przezyciu jakim byl turniej w Berlinie postanowilem, ze zostane regularnym gosciem na cyklu EPT. Zakladalem, ze rozpoczne to na jesieni (sezon 7), bo na teraz (sezon 6) to czasu i bankrolla za malo. Ale tak czy siak sprobowalem pograc stepy na starsach do EPT Snowfest/San Remo. Z Snowfestem nie szlo dobrze, ale doszedlem do ostatniego stepu G pod koniec marca, akurat, zeby zagrac o EPT San Remo.
SNG szedl wysmienicie. Trafialem karty, gralem dobrze. Gdy zostaly 4 osoby (bubble, 3 osoby dostawaly pakiet do San Remo), mialem 15k. Byla to polowa zetonow w turnieju, pozostale 3 osoby mialy po 5k. Czyli mialem zapewniony wyjazd... NOT. Kumpel, ktory ogladal jak gralem tego SNG powiedzial mi, ze mialem 98% na wygranie pakietu. I to prawda. Nie chce mi sie zreszta opisywac tego strasznego bubble, wrzuce pewnie jako zalacznik pozniej HH z niego. To bylo jak runner runner runner... Odpadlem na czwartym. Dostalem cash prize za to miejsce, ale czulem sie okrutnie.
Nastepnego dnia (gralem pozno w nocy) mialem najgorszy wynikajacy z pokera humor od kilku lat. Poprzedni raz tak zle czulem sie w zwiazku z pokerem 4 lata temu, gdy bankrutujacy pokerroom ukradl mi bankroll. Wspollokator puszczal mi marsz zalobny Chopina itd
Ale nie podlamalo mnie to na przyszlosc, tylko wrecz przeciwnie, nastawilo mnie bojowo. Po raz kolejny uswiadomilem sobie jeszcze troche bardziej, jak zle ludzie graja. Zamierzam grac (i to z sukcesami) w duzych miedzynarodowych eventach.
== Runner runner od zycia tym razem pozytywny dla mnie =)
Tak jak nie wygranie pakietu w tej satelicie okazalo sie runner runner bad beatem, to potem dostalem runner runner suckouta od zycia. Bedac na bubblu w tym stepie mialem 98% szans na wyjazd do San Remo. Jak odpadlem to mialem 1%. I trafilem te 1%, nie te 98%. Na tydzien przed EPT San Remo w ostatniej chwili udalo mi sie jednak dostac wejsciowke.
Szczesliwy jak cholera i lykajacy koncowke antybiotyku (a tak, do zlego humoru po tej satelicie dodalo sie zapalenie pluc) wsiadlem do samolotu w Gdansku w dniu 1A, kiedy to niektorzy nasi juz grali. Uradowany tym, ze ominalem Islandzka chmure wulkaniczna przesiadlem sie w Monachiu, a nastepnie wyladowalem w Nicei, skad juz po ziemi taksowka do San Remo.
== Italskie widoki
Wlochy sa piekne. Naprawde. Palmy, morze, nabrzeze, slonce walace po oczach tak, ze cieszylem sie, ze jade na turniej pokerowy (bo tylko wtedy mam przy sobie okulary przeciwsloneczne :P). 3 Ferrari na ulicy w ciagu pol godziny (mialem wrazenie ze to az za duzo, bo jak zobacze czwarte to stwierdze "mheh", a nie powinno sie mheh-owac Ferrari . Uliczki w miasteczkach wygladaja niesamowicie. W wiekszosci bardzo waskie, brukowane, krete, strome. Dlatego wiekszosc ludzi porusza sie tu na motorach, nie samochodami, dla ktorych wiekszosc ulic jest niedostpna. San Remo to wlasnie takie male miasteczko + ekskluzywny kurort (pare dobrych hoteli i duze kasyno :P).
== ... i italska organizacja
Po dotarciu do Lolli Palace (tak sie nazywa hotel, w ktorym sie zatrzymalismy - Jeff, Marcin i ja) i prysznicu udalismy sie do kasyna, aby zapisac sie do supersatelity. To co tam sie dzialo prawie mozna nazwac zamieszkami. Bylo bardzo malo miejsc w satelicie, chetnych 3 razy wiecej niz miejsc, fatalna organizacja, zero informacji i tlok. Jeden starszyc Wloch (noszacy dlugie bialo-siwe wlosy do polowy plecow), ktory zderzyl sie z Jeffem, po wymianie spojrzen krzyknal na niego "If I were 10 years younger, you would be dead". Stwierdzilismy, ze to w sumie dobry line i posmialismy sie z tego wszystkiego, ale nie tak powinna wyglada organizacja na takim turnieju.
Nie udalo sie nam zapisac i kpiac z wloskiego rozumienia slowa "porzadek" wyszlismy z kasyna i poszlismy na przeciwko do knajpy zjesc. Mimo, iz nie wszystko szlo tak jak trzeba, humor mialem doskonaly. W sumie jak zlym mozna byc, gdy sie je pyszne wloskie zarcie, 20m od Morza Srodziemnego, a pogoda jest idealna i to akurat na siedzenie w samym t-shircie... no i te palmy tez jakos dobrze nastrajaja :P
Kolacja zajela prawie 2 godziny (tez wloski styl bycia mial w tym udzial - czekalismy na jedzenie ponad pol godziny i potem pol godziny na rachunek, juz po poproszeniu o niego...). W koncu juz pozna noca zarejestrowalismy sie z Jeffem do Main Eventu (Marcin gra w sideach) i udalismy sie spac.
== Idealna koncentracja
Rano przed turniejem, sniadanie kontynentalne (srednie, ale nastepne dni byly juz lepsze - maja tu mnostwo booooskich serow), spacer, cool down i koncentracja. Chwile po 12 siadam do stolu, turniej ma sie zaczac za pare minut. Podchodzi do mnie Lysy, jak zawsze milo go spotkac i czuc jego wsparcie.
Poniewaz Lysy rozpoznaje juz wiekszosc prosow grywajacych w EPT, to pytam go czy zna kogos z mojego stolika. Po odpowiadzi, ze 5 siedzacych przy stole postaci jest mu obce, moje oczekiwania sa bardzo dobre. Jednak Pare sekund po tym usmiechamy sie ironicznie z Lysym do siebie, bo przy moim stole pojawia sie Ivan Demidov.
Cieszy mnie, ze nie zmienia to wogole mojego nastawienia. Gralem juz ze znanymi prosami i wiem, ze daje rade. Zreszta to sa tylko ludzie grajacy w dokladnie ta sama gre, na tych samych zasadach (nie wliczamy Phila Iveya :P). Niestety juz niedlugo przekonam sie, ze Demidov okaze sie jednym z *mniej niebezpiecznych* przeciwnikow na tym stole!
DAY 1B
== Table of death
Po dwoch czy trzech okrazeniach orientuje sie, ze moj table draw to delikatna katastrofa. To nie to co w Berlinie. Zadne rozdanie nie przechodzi bez raisa (zreszta do konca dnia na tym stole *ani razu* nie bedzie rozdania bez raisa preflop, tylko z dwa czy trzy razy sfolduja wszyscy do SB, co skonczy sie walka pomiedzy blindami). 3 bety sa czeste, gra rozgrywa sie bez showdownow. Trzech czy czterech graczy zaczyna rozmawiac o evencie $5k, ktory odbyl sie w zeszly weekend w Belagio...
Podsumowujac - przy stole siedzi 7 prosow , agresywny amator i dwoch slabych lokalsow. Niestety lokalsi siedza dwa i trzy miejsca na lewo ode mnie, co sprawia, ze nie moge ich izolowac, bo zawsze znajdzie sie na nich wczesniej jakis chetny lub dwoch z tlumu prosow po mojej prawej.
Nie dostaje praktycznie zadnych lepszych kart i przez pierwsze dwie godziny gram tylko kilka rozdan. Jedyna wieksza reka ktora gram to check-raise na flopie AT8 i po foldach slysze, ze "musialem miec 88, albo przynajmniej AT" (dla znajacych moj styl - nice, prawda? ). Skutecznie buduje image nita i zamierzam wykorzystac to pozniej.
Po jakims czasie wykonuje calla z A high na 3J66J. Mimo iz bylo to w miare standardowe to mysle przed callem dluzsza chwile, aby nie stracic imageu. Wracam dzieki temu do startowych 30k.
Ostatnio edytowane przez grasiu ; 18-04-2010 o 17:19
-
== Sprzedanie image'u
W koncu dostaje chyba na 5 poziomie playable hand - Ac7c. Calluje z poznej pozycji raise overagresywnego amatora, ktory siedzi bezposrednio na prawo ode mnie. Szczesliwie nie ma zadnego 3beta ani 4beta (stol naprawde byl straszny) i postflop zostajemy sami.
Flop Th7d4h. Przeciwnik bet, ja raise, zeby zobaczyc gdzie stoje, dostaje call. Pula wynosi teraz okolo 7-8k. Na turnie pojawia sie Ah [Th7d4h Ah], czyli mam dwie pary, ale skompletowal sie fd. Przeciwnik bet 5k. Wykonuje dosc prosty call. River bardzo nieprzyjemny Qh [Th7d4h Ah Qh]. Na tole leza teraz 4 kiery. Przeciwnik bet 10k. Zdejmuje okulary i zaczynam go pytac dlaczego blefuje. On zupelnie nie reaguje. Bet 5k na turnie definitywnie nie wspolgra z 10k na river (o ile przeciwnik nie ma nut flusha), tak wiec wykonuje call. Przeciwnik pokazuje KdTd. Uderzam w stol i wykonuje srednio glosny okrzyk radosci z okazji niespecjalnie wyjatkowego, ale jednak hero calla. Prosi z drugiego konca stolu patrza z lekkim niedowierzaniem i zakladam, ze zmienili zdanie o mnie - wg nich raczej nadal jestem nitem, tzn gram tylko dobre uklady, ale mysle i sie nie boje. Anyway wskakuje na 48k.
Zaczynam sie otwierac. Decyduje, ze nie bede raisowal (raisy i tak nie maja zadnego respektu na tym stole) i zaczynam krasc 3 betami. Glownie przeciwko bardzo agresywnemu prosowi od turnieju z Belagio. Gdy robie to po raz kolejny slysze "You're doing it for the third time, don't do it!", ale on po raz kolejny folduje.
Trace moj image, wiec znowu zakladam, ze troche odpuszcze. Wchodze w rozdanie z K9o z BB. Na flopie QJT (flop przyjaciel) - SB leaduje, a ja raisuje. Nie jestem pewien czy call nie bylby lepszy, ale to byl ten agresywny amator, ktorego hero callowalem, i wiedzialem ze jak ma Q to go zestakuje. Sfoldowal, choc z lekkim bolem J8 (chcial byc macho i allina mi wsadzic, ale zrezygnowal).
Moich kart nikt nie widzi, wiec coraz bardziej zaczynam wygladac agresywnie. Pozniej wykonuje (co bardzo wazne - tak samo sizeowany) raise na czyjegos cont beta na flopie jeszcze raz. Nie pamietam z czym bo nic nie mialem, po prostu board byl dobry na range mojego przeciwnika.
== Moja najladniejsza reka
W koncu na 20 minut przed przerwa obiadowa przychodzi premium hand. Level 7, blindy 300/600/50. Raisuje na pozycji AhKd do 1700. Demidov na SB reraise do 5600. Mam 45k, Demidov ma wiecej. 4 bet odrzucam automatycznie (wyrzucam go tu z AJ, AQ, pozwalam mu zagrac idealnie przeciwko mnie, bo wczesniej nie 4betowalem, itd), wiec wykonuje tylko call, za ktory bede pozniej mocno pochwalony. Flop wchoddzi Ac8s4d. Bajka. Demidov cont bet 6100. Ja po krotkim namysle decyduje sie na zagranie, ktore wg mnie idealnie induceuje blefa.
Raisuje do 16500. Jest to odpowiednio taki sam bet sizing, jak przy dwoch poprzednich moich raisach na flopie. A wiem, ze Demidov jest na tyle dobry, zeby wyciagnac z tego betsizingu *blednego* reada na mnie. Zeby mu pomoc przestaje tez sie ruszac i prawie oddychac (zawsze w takich sytuacjach slysze, ze musialem blefowac, bo wygladalem jak bym mial zaraz zejsc; tak samo bedzie w tym przypadku, uslysze to na przerwie obiadowej ). Po trzech minutach zastanowienia Demidov wykonuje allin, a ja zadowolony zdejmuje okulary i mowie "OK, I call, ace king". Demidov pokazuje 8c5c i bez badbeata wskakuje na 92k.
== Ugotowanie mozgu przed przerwa obiadowa
Uspokajam sie, ale tylko na chwile. Moze 4 rece pozniej jestem na BB za 600. Z poznej agresywny i najniebezpieczniejszy gracz przy stole (chyba jakis internetowy top top pro) raisuje do 1500. Bede go nazywal Snowfest (bo mial koszulke ze snowfesta). Snowfest ma w stacku ponad 100k, ja mam 92k i dostaje Ad3c. Moge to zrzucic, ale A3o to wystarczajaca reka na jego range, zebym byl +ev (choc nie powinienem z drugiej strony grac bez pozycji przeciwko takiemu wymiataczowi, ale musze bronic blinda, bo jak nie, to juz non stop bede atakowany). Flop 6cTc5c. Ja check, Snowfest bet okolo pol puli. Nie oznacza to nic, zakladam ze praktycznie zawsze on tam cont betuje.
Tu decyduj sie zagrac kre(a)ty(w)nie. Moj plan jest taki, zeby floatowac (wyonac call), a nastepnie o ile nie bedzie kontynuowal na turnie to zabrac mu pule na river, poniewaz moj float na flopie wyglada mocno. Turn 4d [6cTc5c 4d] - ja check, on bet 6700 do puli lekko ponad 10k. Plan byl taki, ze do agresji na turnie zrzucam, ale mam openended (normalnie jak mam dolna karte do openended to tego nie licze, ale tu 7 na river to tak naprawde dobra karta ze wzgledu na range przeciwnika) i baby flush drawy, wiec decyduje sie na call. Zamierzam grac check-call jezeli trafie, lub bet jezeli nie trafie. River 6s [6cTc5c 4d 6s] jest dla mnie idealny do reprezentowania bardzo silnej reki, z ktora tylko callowalem dla pot controll, a z ktorej teraz chce wycisnac value. Betuje 12.5k. Niestety dostaje allina jeszcze 80k i po malej grze aktorskiej, ze niby mam dylemat zrzucam (potem dowiedzialem sie, ze Snowfest trafil monster flopa z Kc7c). Uwazam, ze zagralem te A3o ladnie, jezeli ktos chcialby skomentowac, to zapraszam.
Nastepna reka jestem SB z 70k i znowu otwiera Mr Snowfest. Callujemy ja Qc9c i short z BB. flop 678 rozne z jednym treflem. Checkam, short allin 12k do puli 3k, a moj nemezis call! Mam tu ciezka decyzje i popelniam niewielki blad. Powinienem chyba wsadzic allin, zeby zostac z shortem, ale lekko obawiam sie dorzucac 60k ze wzgledu na Snowfesta (chcialem byc agresywny na turnie jak spadnie jakis trefl). Turn bdb 5o [678 5], ja check, Snowfest check.
River To [678 5 T]. Ja bet 13.5k (do puli 35k, ale to main pot, side pota nie ma zadnego, wiec mozna powiedziec, ze do puli 0). Snowfest po krotkiej chwili zrzuca T7, a ja dziele sie jego czescia z shortem, ktory mial K9. Wychodze na przer we zostawiajac niepoliczone zetony ale mam ok. 80k. BTW komentarze do tej reki Q9s tez mnile widziane.
== Give me a break
W 20 minut mialem 3 wielkie rece, o tournament life badz blisko tego i do tego ilosc myslenia w nich byla masakryczna, wiec jestem przeladowany adrenalina i mozg mi sie gotuje. Az mi miga przed oczyma, true story. Godzina przerwy ledwo mi starcza na ochloniecie (ale wloskie zarcie najwyzszej kategorii i rozmowy z dobrymi graczami zaliczone jako +life_ev ). Po powrocie z przerwy niewiele sie u mnie dzieje, a po pol godziny przychodzi tournament director i rozbija nasz stolik. JEEEST! Mowimy sobie wszyscy gg i sie rozchodzimy.
== Ostatnia prosta
Przychodze do nowego stolika na pozna pozycje i od razu dostaje karty. Zanim dobrze siadam decyzja do mnie. Ze zdziwieniem patrze na stol i nie moge zrozumiec co sie dzieje... Dopiero po chwili dochodzi do mnie, ze mozna byc na CO (cut off - przedostatnia pozycja, jeden na prawo od buttona), i ze nie ma wczesniej raisa. Pare godzin gry na stole smierci sprawilo, ze szczerze bylem zaskoczony, iz tak moze byc. Wow. Smieje sie w duchu sam z siebie i podbijam do 2100 z J7o (blindy byly 400/800/100) i zgarniam pule pre flop. Wow wow wow! Eldorado. Znowu sie dziwie i znowu smieje sie sam z siebie.
Gracze sa raczej sredni/slabi, jeden wydaje sie dobry. Czas zaczac grac swoje przez te ostatnie poltorej godziny, skoro w koncu mam na kim :> . Probuje dominowac stolik i zalozenie jest bardzo dobre. Na poczatku dziala to jak trzeba, ale niestety moi przeciwnicy lapia premium rece i spadam po paru takich nie do unikniecia sytuacjach z 95k do 80k. Przyklad dlaczego sie tak dzieje - ja raise z 77, a za mna dochodzi do allinow AKvsQQ.
Gram rozne linie, zeby outplayowac ludzi. W pewnym momencie UTG+1 wykonuje limp call z AJs za 1k, po czym jeszcze raz call do podbicia za 4k. Flop KKT rozne - ja check, on check. Turn 7 - ja lead za 7500, on fold. 80k->85k
Nastepne rozdanie UTG dostaje AKs. No to bajka, wykonuje jeszcze raz limp, zeby wygladac na gracza, ktory lubi sobie callowac big blinda, drugi raz z rzedu. To zacheca szorta z middle do allina za 15k, late position wsadza allin 25k, ja koncze callem. Showdown. Pokazujemy short KJo, late AQo, ja AKs. Utrzymuje sie i wywalam dwoch graczy. 85k->125k.
Ostatnie rozdanie dnia, pare chwil pozniej - odsylam do domu wlocha, ktory bronil T9 na SB, ale ja mialem QdJs na flopie Ts9s8s. 125k->155k
== Booyeah!
Nie mialem tak dobrego humoru od dawna. Jest podekscytowany. Z tego co sie orientuje to mam jeden z 20 najwiekszych stackow (w turnieju w ktorym wystartowalo ponad 1200 osob :P). Przed wyjsciem z tournamenta area rozmawiam z roznymi najwyzszej klasy graczami. Analizujemy w grupkach rozne ciekawe i trudne rece (takie cos naprawde uczy jak nic innego dobrej gry). Wychodzi przy tym, ze ElkY jest nieludzki, bo slyszac hand history, bez zadawania pytan prawidlowo podaje rece graczy. :P Anyway szklaneczka soku pomaranczowego (byloby piwo gdyby nie antybiotyk :P) i sie zbieram.
Nie moge sie uspokoic. Jestem zbyt zadowolony z samego siebie, ale w sumie mam powody ku temu. Bylem przy stole, przy ktorym siedzieli prawie wylacznie top prosi. I radzilem sobie. Bylo to strasznie ciezkie, ale dawalem rade.
Byly momenty, kiedy bylem w stanie ich levelowac. Jak np po pierwszych 4 poziomach, kiedy zbudowalem image nita. Oczywiscie ci top gracze adjustuja sie bardzo szybko. Chwile potem juz slyszalem o tym, ze co ja tak 3betuje light, ale toczylem z nimi gre/walke. Strasznie podobalo mi sie to jak wiedzialem, ze Demidov zwroci uwage na moj bet sizing przy raisowaniu flopa i wpadnie w moja pulapke.
Pare chwil z kompem i klade sie spac, trzeba odpoczac przed jutrem, a juz niewiele czasu zostalo. Grande nocka dobranoc.
Koniec czesci pierwszej :P
Pozdr
Grasiu
PS - Czesc tego co tu napisalem, moze brzmiec troche jak chwalenie sie. I po czesci pewnie tak jest :P Ale cholera jestem zadowolony. Wakacje w pieknym kurorcie we Wloszech, ekscytujaca gra z sukcesami. Szczerze opisuje jak dobrze sie czuje. A moze kogos to zainspiruje, do ciezszej pracy nad swoja gra, zeby tez moc zasmakowac big live eventow, bo naprawde warto.
Ostatnio edytowane przez grasiu ; 18-04-2010 o 17:55
-
DAY 2
== Przedslowie
Opis dnia 1B (a przynajmniej szkielet opisu, ktory potem rozbudowalem) stworzylem w stanie euforycznym i bardzo sie rozrosl. Opis dnia 2 bedzie bardziej skrotowy, i dobrze, bo nie ma co za bardzo rozwlekac gorzkich zali. 95k stracilem przez wbicie sie na 5 (slownie: piec) monsterow i 60k przez overplaya, ktory nie byl badbeatem tylko zlym zagraniem, ale tam tez wbieglem w seta. Czasami sa dni, kiedy....
== Czasem sa dni, kiedy po prostu lepiej bylo nie wstawac wogole
Do gry siadam lekko nazbyt podekscytowany, ale skupiony. Niestety jak sie wkrotce okaze moim bedzie wbieganie w monstery. Zaczalem z 155k i tak po kolei:
1. 3betuje preflop raise Haika z Qs9s na pozycji. Dolacza slaby Wloch z BB i we trzech ogladamy flopa Th6h5h. Usuwam sie z drogi, gdy leca bardzo duze alliny made flush vs set dych.
2. Raisuje preflop i kontynuuje na flopie 468. Zrzucam na turnie, a przeciwnik pokazuje 57.
3. Raisuje na flopie QQ3 contbeta tighta. Zrzucam do allina, a przeciwnik pokazuje AQ.
4. Otwieram raisem preflop i zrzucam do 3 beta niekreatywnego gracza.
I tak spadam z 155k do 105k. Co ja mialem w tych rozdaniach to niewazne, praktycznie zawsze byl to air. Gralem na przeciwnikow, i gdyby nie to, ze trafiali nutsy to bym rosl nie malal, ldo.
== Ukladanie chocby odrobiny zetonow poprawia humor
Rozbity zostaje moj stolik nr 54, przesadzony zostaje na 52. Tam bardzo milo, bo zamienilem pare zdan z Mercierem - naprawde wesoly czlowiek, widac, ze ma super poczucie humoru. Niestety glownie zartujemy z tego, ze usiadlem tak, ze zaplacilem big blinda i znowu rozbito mi stolik. Damn nic mi nie idzie, a do tego juz prawie 3 level tego dnia, a ja nie wygralem jeszcze ZADNEJ puli.
Przechodze do trzeciego stolu. Tam folduje z rundke. Na blindach 800/1600/200 jestem na SB i zanim akcja dojdzie do mnie do rozdania dolacza sie dwoch limperow. Limpy trzeba karac , wiec podbijam o jakies 6-7k i zgarniam pierwszego tego dnia pota (again moje karty nie maja znaczenia). Orientuje sie w tym momencie, ze bylem podswiadomie mocno przybity, ale czynnosc ukladania po raz pierwszy w dniu 2 zetonow poprawia mi humor.
== Moja najbrzydsza reka
Folduje przez chwil pare, blindy rosna do 1k/2k/200. Jestem na buttonie, gdy z sredniej-poznej pozycji do 4400 podbija aktywny francuz, czlonek Teamu PokerStars Pro. Ja ogladam u siebie QcTc. Cos mnie lubia te suited damy.
Francuz ma w stacku gdzies 60-80k, ja mam 105k i calluje (3bet tez jest tu opcja, ale z tymi stack sizeami lepiej callowac; pot i tak bedzie wystarczajaco duzy, zeby w razie potrzeby wszystkie zetony sensownie wlozyc do srodka). Ogladamy we dwoch flop KdTd2s. Para dych to calkiem niezle. Francuz betuje pol puli jakies 6-7k. Foldowac nie moge, ze wzgledu na pot control call jest lepszy od raisa, wiec znowu calluje.
Turn przychodzi 9c [KdTd2s 9c]. Mam teraz tez gutshota, co zawsze jest jakims marginalnym bonusem. Najlepiej jakby reka poszla juz teraz checkami do konca (mam niezle showdown value). Niestety francuz znowu betuje bez pozycji 11.6k. Cos mi zaczyna totalnie nie grac w tej rece. Jego timing/betsizing, czy jeszcze cos innego wydaje sie off.
I tu zaczynaja sie dziac zle rzeczy. Dwa razy prosze go o pokazanjie ile jeszcze mu zostalo zetonow. Francuz za kazdym razem odslania swoje kupki tylko na chwile, bo czym znowu sklada przed nimi rece. Powinienem poprosic o chipcount, ale wydaje mi sie, ze udalo mi sie dobrze policzyc, i ze ma on jeszcze 50k (a tak naprawde mial 60k, co akurat robi tu duzo roznice, ze wzgledu na granicznosc zagrania).
Poniewaz jak powiedzialem cos mi nie gra, wiec nie mam ochoty foldowac (dzieki wycziuciu, ze cos jest nie tak dzien wczesniej zrobilem +20k herocallujac na 4flush boardzie). Zakladam, ze w jego rangu najprawdopodobniej sa jakies drawy, para+gutshot, raczej nie ma tam krola, albo moze tez miec monstera w stylu QJ. Nie moge sie na takim turnie od razu obawiac strita, wiec decyduje, ze nie sfolduje. Popelniam blad. Ze wzgledu na bardzo duzo drawow nie chce grac rivera. Decyduje sie na allin. Okazuje sie, ze dokladam do puli jeszcze 60k, nie 50k i do tego wbieglem na set 9, ktory mnie insta calluje. Trace 3/4 stacka.
== Jak powinienem byl zagrac
Podsumowujac: Pech 1 - To, co mi nie pasowalo w jego betowaniu, to to, ze jego bet timing/sizing na flopie (blef), nie wspolgral z betem na turnie (value bet z wyfarconym setem). Blad 1 - Zle policzylem zetony. Blad 2 - Wybralem zla linie (zle zagranie).
...
Teraz proponuje cwiczenie dla zaawansowanych graczy. Jak nalezy tu zagrac te QcTc po jego becie na turnie? Podpowiem, ze nie chodzi o fold (ktory tez jest pewna opcja, ale mozna wybrac lepiej). I oczywiscie nalezy wymyslic reakacje na wszystkie mozliwe jego zagrania na river.
...
OK. Kto chcial ten pokombinowal sam, teraz moja odpowiedz. Optymalne, po dluzszej chlodnej analizie, wydaje mi sie nastepujace rozegranie tego: Call turn i ogladamy river. Pula wynosi lekko ponad 45k i gramy: (a) po checku zawsze check dla showdown value, (b) do allina 60k zawsze fold, (c) do jego beta powiedzmy 25k gramy... allina! Opcja (c), ktorej nie wymyslilem na goraco w trakcie gry, jest ta, przez ktora call na turnie staje sie taki dobry, lepszy od folda. Moj przeciwnik na riverze po becie 25k jest juz pot commited (ma do scallowania tylko 35k, zeby zgarnac 110k), ale moj line wyglada *strasznie* silnie. Mysle, ze czlonek Teamu PS Pro (mimo, iz ostatnio biora tak duzo ludzi, ze troche sie dewaluuje ta przynaleznosc), moze byc na tyle dobry, zeby sfoldowac tam nawet niskiego seta, myslac, ze wykonuje hero fold warty +35k. Co myslicie o tej analizie, ktora niestety wykonalem za pozno po fakcie? Jakie sa Wasze pomysly na granie tego? Btw moze oczywiscie na river spasc cos czego nie chcemy raisowac (np. dama nie karowa), wtedy do beta 25k to raczej fold, ale opcja (c) jest dobra dla wiekszosci riverow (na blanku reprezentujemy seta/QJ, na karze reprezentujemy kolor, itd).
== Koncowka
Jako short gram juz standard, niewiele do opowiadania. Podwajam sie do okolo 50k JJ>AQ po allinie preflop. Oddaje troche w blindach i spadam do okolo 40k. Francuza juz nie ma przy stole (przesadzili go bo byla redukcja do 9 osobowych stolow), ale role table captain przejal inny aktywny gracz, ktory teraz otwiera 2-3 rozdania na runde.
Jestem na BB, gdy pan agresywny po raz kolejny otwiera za 4700, a ja bronie allinem za 40k (mialem Q4o, ale to bez wiekszego znaczenia, opieralem sie na folding equity, nie na showdown equity). Zniesmaczony agresywny zrzuca. Dwa rozdania pozniej, majac juz dzieki wspomnianemu stealowi 50k, jestem na buttonie. Pan agresywny *znowu* otwiera tym razem za 4800. Ja patrze w swoje karty i widze 66. Nie mam nic przeciwko coinflipowi, wiec usmiecham sie do niego i znow 3betuje go allin 50k. Dostaje szybki call i jego QQ pokonuje moje 66, odpadam z turnieju.
== Life is good
Po spacerze i posiedzeniu przez chwile na bardzo ladnym placyku wsrod starych kamieniczek, ide do bufetu w kasynie i gadam sobie z kumpelm o tym jaka dobra paste tu podaja. Wakacje we Wloszech i nauka wynikajaca z gry w EPT... Czuje, ze ludzie maja w zyciu wieksze problemy niz ja. Jestem zadowolony z tego co mnie spotyka i naprawde szczerze naplywa na mnie mega dobry humor, gdy palaszuje kolejna porcje jakichs wloskich specjalow. Mozna byc przybitym, po spazie 60k i straceniu 90k przez wbieganie na monstery, ale mozna byc wesolym, wiedzac, ze jeszcze przyjdzie moje EPT, ktore wygram. Ja wybieram bycie wesolym
Podziekowania dla wszystkich, ktorzy w jakikolwiek sposob, ten czy inny, mnie wspierali
Pozdr z slonecznej Italii
Grasiu
Ostatnio edytowane przez grasiu ; 20-04-2010 o 02:07
-
Fajna relacja. Jest tylko jeden drobny błąd w rozdaniu z AK. Ale tych asów treflowych tam było?
-
Q9 - imo dobra sytuacja na push po pushu szorta i callu prosa, pros mógł pomyśleć że flat pusha szortstacka będzie dla Ciebie wyglądał bardzo mocno, jako próba wciągnięcia Cię do puli, więc zrzucisz. To wszystko przy założeniu jeśli miał Cię za myślącego gracza, bo niemyślący aggro gracz (a zacząłeś grać agresywnie) wpadłby w tą pułapkę.
Ale to tylko moje zdanie.
btw. gratuluję świetnego rozegrania ręki z Demidovem, na prawdę klasa, większość aggro graczy to nobrainer 4betuje i nie wyciąga value.
Ostatnio edytowane przez anoxic ; 18-04-2010 o 19:52
-
Super się czyta,czakam na dalsze realcje bo widząc Twoje zacięcie mam pewność że bedziesz miazdzył EPT!
-
Heh sklecilem i wrzucilem opis dnia 2.
Potem gralem jeszcze w satelicie do eventu 2k, ale to bylo semi-turbo, w ktorym byli sami Wlosi (granie z Wlochami jest jak bycie we freerolu - zadnego blefowania, zawsze value town ;P). Niestety przez 3 godziny dostalem raz AT i nic wiecej, zabralem 2 male pule i w koncu polecialem 98s vs 66 allin preflop (dostalem mimo foldowania przez 3 godziny instacall od 66, po prostu wlosi :P)
Odpuscilem sobie wiec 2k i nie gralem tez w 1k NLHE/PLO (moja Omaha nie jest najlepsza), ale jutro startuje w 1k. Wlasciwie nie jutro tylko za 11h, wiec mykam spac.
Trzymajcie kciuki, moze w koncu nie przeswiruje
-
Przyjemnie się czytało Twoją relację Mam nadzieje ze kiedys i ja sprobuje swoich sił na EPT bo bardzo podobają mi się te turnieje
Pozdro i powodzenia na nastepnych turniejach.