czesc
zaloze sobie ten topic bo mnie nurtuje czy moje rozumowanie bylo bardzo zle. Gralismy maly stolik w trakcie ostatniego turnieju w Gdansku.
Nie jestem pewien czy nie pomyle pozycji, ale wygladalo to mniej wiecej tak (wszystko w fazie preflop):
Zaczynal chyba Pawel raisem cos ok. 20BB, potem Adam allin za ok. 60BB, potem moj call za te ok. 60BB, dalej Grasiu allin w granicach 60BB i na koniec Pawel swoj allin za jeszcze ~100BB.
I co teraz?
Mam JJ i wszyscy czekaja na mnie - 3 alliny. Adam musi miec AA lub KK, Grasiu jest wariat wiec moze miec nawet T2 przy duzej fantazji ale bardzo prawdopodobne,ze ma AK. Pawel mocno bije z wysokimi kartami, wiec mozliwe, ze tez cos w granicach AK-AQ, moze suited. Po takim namysle dohodze do wniosku, ze wszyscy troje zabieraja sobie outsy - a przede wszystkim Pawlowi - i moje JJ moze to wygrac (z Pawlem, zakaldalem, ze z Adamem raczej przegram).
Grasiu 9Ts
Pawel KK
Adam AA
i na flopie A66xx bez J i K.
Troche mnie to gryzie bo przyjalem technika Grasia i myslalem co zrobic z 5 minut i bylem juz nawet sklonny to zrzucic. Moje pytanie - zle rozumowalem?