Z WIELKIEJ skarbnicy humoru Monty Pythona
W zakładzie pogrzebowym:
FACET: Dzień dobry.
TRUMNIARZ: Czym mogę służyć ?
FACET: Mógłby mi pan pomoc? Moja matka właśnie umarła.
TRUMNIARZ: Oczywiście, przecież zajmujemy się sztywniakami.
FACET : Co?
TRUMNIARZ: Możemy zrobić trzy rzeczy: spalić ją, pogrzebać albo wyrzucić.
FACET : Wyrzucić?
TRUMNIARZ: Do Tamizy.
FACET : Co?
TRUMNIARZ: Lubił ją pan?
FACET : Tak.
TRUMNIARZ: W takim razie jej nie wyrzucimy. Co pan woli- pogrzebać ją czy spalić?
FACET : A co pan poleca?
TRUMNIARZ: Oba sposoby są paskudne. Jeśli ją spalimy, ogarną ją płomienie i zacznie skwierczeć, co może ją trochę przerazić, jeśli nie jest całkiem martwa. Ale to szybki sposób. Dostanie pan garść popiołu i będzie udawał, że to jej prochy. A jeśli ją pogrzebiemy, zaczną ją zjadać paskudne robaki. I jak powiedziałem, może ją to przerazić, jeśli nie jest całkiem martwa.
FACET : Rozumiem. Ale ona ma pewno nie żyje.
TRUMNIARZ: Gdzie ją pan ma?
FACET : W worku.
TRUMNIARZ: Moge zerknać? (zagląda) Młodo wygląda.
FACET : Tak, umarła młodo.
TRUMNIARZ: (do pomocnika) Fred!
FRED: Tak?
TRUMNIARZ: Chyba mamy coś do żarcia!
FACET : Co takiego? Proponuje pan zjeść moją matkę?
TRUMNIARZ: Tak. Ale nie na surowo.
FACET : Co?
TRUMNIARZ: Zrobimy z niej pieczeń ze frytkami, brokułami i sosem chrzanowym.
FACET : Właściwie to jestem trochę głodny.
TRUMNIARZ: Świetnie!
FACET : Z pasternakiem?
TRUMNIARZ: Fred, skocz po pasternak!
FACET : Wie pan, mam jednak opory.
TRUMNIARZ: Coś panu powiem. Zjemy ją, a jeśli pan potem będzie miał poczucie winy, wykopiemy grób, a pan do niego zwymiotuje.
pora na kolejny skecz z księgi Monty Pythona :]
SKLEP ZE ZWIERZĘTAMI
KLIENT
Dzień dobry. Chciałbym kupić kota.
SPRZEDAWCA
Proszę bardzo. Mam ślicznego teriera.
[stawia na ladzie, przed klientem wiklinowy kosz]
KLIENT
Mnie chodzi o kota.
SPRZEDAWCA
Rozumiem.
[patrzy w bok; klient podąża wzrokiem w kierunku gdzie patrzy sprzedawca, który szybko przesuwa wiklinowy kosz na bok, tak jakby postawił na ladzie inny]
Może być ten?
KLIENT
[zaglądając do kosza]
Nie, to terier.
SPRZEDAWCA
Ale cholernie podobny.
KLIENT
Co to ma znaczyć? Chcę kupić kota!
SPRZEDAWCA
Coś panu powiem. Trochę spiłuję nogi, wyrwę nos, przekłuję pysk kilkoma drucikami i będzie kiciuś jak się patrzy.
KLIENT
Ale nieprawdziwy.
SPRZEDAWCA
Nie rozumiem?
KLIENT
Nie będzie miauczał.
SPRZEDAWCA
Za to będzie troszkę wył.
KLIENT
Nie, nie, nie. A ma pan papugę?
SPRZEDAWCA
Nie w tej chwili. Właśnie się skończyły. Ale coś panu powiem... obetnę mu tylko łapy, zaszyję dziury, zedrę futro, przykleję parę skrzydełek i dziób, jaki pan sobie zażyczy, i będzie papużka jak złoto.
KLIENT
Jak długo to potrwa?
SPRZEDAWCA
Zaraz... niech pomyślę... zrywanie futra, obcinanie łap...
Na piątek?
KLIENT
Nie, musi być na jutro. To prezent.
SPRZEDAWCA
Przeistoczenie w papugę to spora robota... ale coś panu powiem... Z łatwością przerobię teriera na rybę i to na miejscu. Wyrywam łapy, wtykam płetwy a w kark wbijam rurkę, żeby miał przez co oddychać, maluję na złoto i już.
KLIENT
Potrzebne będzie spore akwarium.
SPRZEDAWCA
Ale będzie co pokazywać.
KLIENT
Zgoda. Pod warunkiem, że będę mógł się przyglądać.