EPT San Remo - relacja newcomera 2 [tl;dr]
Tak jak i ostatnio w Berlinie (http://forum.pokerzysta.pl/rozgrywki...era-tl-dr.html), tak i teraz bedac w San Remo pisalem relacje. Oczywiscie jest ona przydluga [tl;dr] :P. Takie opisywanie sprawia mi przyjemnosc i mnie rozluznia. Nie wiedzialem, czy wogole ja postowac z takim opoznieniem, ale skoro wypocilem te pare kilo watpliwej jakosci tekstu ;P to zdecydowalem sie wrzucic.
Ponownie na poczatek bardziej opis mojej historii oraz atmosfery i otoczki EPT, a potem dopiero pokerowe mieso, czyli opis table dynamics i rozdan od czesci Table of death.
INTRO
== Najgorszy turniej w moim zyciu
Po pieknym przezyciu jakim byl turniej w Berlinie postanowilem, ze zostane regularnym gosciem na cyklu EPT. Zakladalem, ze rozpoczne to na jesieni (sezon 7), bo na teraz (sezon 6) to czasu i bankrolla za malo. Ale tak czy siak sprobowalem pograc stepy na starsach do EPT Snowfest/San Remo. Z Snowfestem nie szlo dobrze, ale doszedlem do ostatniego stepu G pod koniec marca, akurat, zeby zagrac o EPT San Remo.
SNG szedl wysmienicie. Trafialem karty, gralem dobrze. Gdy zostaly 4 osoby (bubble, 3 osoby dostawaly pakiet do San Remo), mialem 15k. Byla to polowa zetonow w turnieju, pozostale 3 osoby mialy po 5k. Czyli mialem zapewniony wyjazd... NOT. Kumpel, ktory ogladal jak gralem tego SNG powiedzial mi, ze mialem 98% na wygranie pakietu. I to prawda. Nie chce mi sie zreszta opisywac tego strasznego bubble, wrzuce pewnie jako zalacznik pozniej HH z niego. To bylo jak runner runner runner... Odpadlem na czwartym. Dostalem cash prize za to miejsce, ale czulem sie okrutnie.
Nastepnego dnia (gralem pozno w nocy) mialem najgorszy wynikajacy z pokera humor od kilku lat. Poprzedni raz tak zle czulem sie w zwiazku z pokerem 4 lata temu, gdy bankrutujacy pokerroom ukradl mi bankroll. Wspollokator puszczal mi marsz zalobny Chopina itd ;)
Ale nie podlamalo mnie to na przyszlosc, tylko wrecz przeciwnie, nastawilo mnie bojowo. Po raz kolejny uswiadomilem sobie jeszcze troche bardziej, jak zle ludzie graja. Zamierzam grac (i to z sukcesami) w duzych miedzynarodowych eventach.
== Runner runner od zycia tym razem pozytywny dla mnie =)
Tak jak nie wygranie pakietu w tej satelicie okazalo sie runner runner bad beatem, to potem dostalem runner runner suckouta od zycia. Bedac na bubblu w tym stepie mialem 98% szans na wyjazd do San Remo. Jak odpadlem to mialem 1%. I trafilem te 1%, nie te 98%. Na tydzien przed EPT San Remo w ostatniej chwili udalo mi sie jednak dostac wejsciowke.
Szczesliwy jak cholera i lykajacy koncowke antybiotyku (a tak, do zlego humoru po tej satelicie dodalo sie zapalenie pluc) wsiadlem do samolotu w Gdansku w dniu 1A, kiedy to niektorzy nasi juz grali. Uradowany tym, ze ominalem Islandzka chmure wulkaniczna przesiadlem sie w Monachiu, a nastepnie wyladowalem w Nicei, skad juz po ziemi taksowka do San Remo.
== Italskie widoki
Wlochy sa piekne. Naprawde. Palmy, morze, nabrzeze, slonce walace po oczach tak, ze cieszylem sie, ze jade na turniej pokerowy (bo tylko wtedy mam przy sobie okulary przeciwsloneczne :P). 3 Ferrari na ulicy w ciagu pol godziny (mialem wrazenie ze to az za duzo, bo jak zobacze czwarte to stwierdze "mheh", a nie powinno sie mheh-owac Ferrari ;). Uliczki w miasteczkach wygladaja niesamowicie. W wiekszosci bardzo waskie, brukowane, krete, strome. Dlatego wiekszosc ludzi porusza sie tu na motorach, nie samochodami, dla ktorych wiekszosc ulic jest niedostpna. San Remo to wlasnie takie male miasteczko + ekskluzywny kurort (pare dobrych hoteli i duze kasyno :P).
== ... i italska organizacja
Po dotarciu do Lolli Palace (tak sie nazywa hotel, w ktorym sie zatrzymalismy - Jeff, Marcin i ja) i prysznicu udalismy sie do kasyna, aby zapisac sie do supersatelity. To co tam sie dzialo prawie mozna nazwac zamieszkami. Bylo bardzo malo miejsc w satelicie, chetnych 3 razy wiecej niz miejsc, fatalna organizacja, zero informacji i tlok. Jeden starszyc Wloch (noszacy dlugie bialo-siwe wlosy do polowy plecow), ktory zderzyl sie z Jeffem, po wymianie spojrzen krzyknal na niego "If I were 10 years younger, you would be dead". Stwierdzilismy, ze to w sumie dobry line i posmialismy sie z tego wszystkiego, ale nie tak powinna wyglada organizacja na takim turnieju.
Nie udalo sie nam zapisac i kpiac z wloskiego rozumienia slowa "porzadek" wyszlismy z kasyna i poszlismy na przeciwko do knajpy zjesc. Mimo, iz nie wszystko szlo tak jak trzeba, humor mialem doskonaly. W sumie jak zlym mozna byc, gdy sie je pyszne wloskie zarcie, 20m od Morza Srodziemnego, a pogoda jest idealna i to akurat na siedzenie w samym t-shircie... no i te palmy tez jakos dobrze nastrajaja :P
Kolacja zajela prawie 2 godziny (tez wloski styl bycia mial w tym udzial - czekalismy na jedzenie ponad pol godziny i potem pol godziny na rachunek, juz po poproszeniu o niego...). W koncu juz pozna noca zarejestrowalismy sie z Jeffem do Main Eventu (Marcin gra w sideach) i udalismy sie spac.
== Idealna koncentracja
Rano przed turniejem, sniadanie kontynentalne (srednie, ale nastepne dni byly juz lepsze - maja tu mnostwo booooskich serow), spacer, cool down i koncentracja. Chwile po 12 siadam do stolu, turniej ma sie zaczac za pare minut. Podchodzi do mnie Lysy, jak zawsze milo go spotkac i czuc jego wsparcie.
Poniewaz Lysy rozpoznaje juz wiekszosc prosow grywajacych w EPT, to pytam go czy zna kogos z mojego stolika. Po odpowiadzi, ze 5 siedzacych przy stole postaci jest mu obce, moje oczekiwania sa bardzo dobre. Jednak Pare sekund po tym usmiechamy sie ironicznie z Lysym do siebie, bo przy moim stole pojawia sie Ivan Demidov.
Cieszy mnie, ze nie zmienia to wogole mojego nastawienia. Gralem juz ze znanymi prosami i wiem, ze daje rade. Zreszta to sa tylko ludzie grajacy w dokladnie ta sama gre, na tych samych zasadach (nie wliczamy Phila Iveya :P). Niestety juz niedlugo przekonam sie, ze Demidov okaze sie jednym z *mniej niebezpiecznych* przeciwnikow na tym stole!
DAY 1B
== Table of death
Po dwoch czy trzech okrazeniach orientuje sie, ze moj table draw to delikatna katastrofa. To nie to co w Berlinie. Zadne rozdanie nie przechodzi bez raisa (zreszta do konca dnia na tym stole *ani razu* nie bedzie rozdania bez raisa preflop, tylko z dwa czy trzy razy sfolduja wszyscy do SB, co skonczy sie walka pomiedzy blindami). 3 bety sa czeste, gra rozgrywa sie bez showdownow. Trzech czy czterech graczy zaczyna rozmawiac o evencie $5k, ktory odbyl sie w zeszly weekend w Belagio...
Podsumowujac - przy stole siedzi 7 prosow , agresywny amator i dwoch slabych lokalsow. Niestety lokalsi siedza dwa i trzy miejsca na lewo ode mnie, co sprawia, ze nie moge ich izolowac, bo zawsze znajdzie sie na nich wczesniej jakis chetny lub dwoch z tlumu prosow po mojej prawej.
Nie dostaje praktycznie zadnych lepszych kart i przez pierwsze dwie godziny gram tylko kilka rozdan. Jedyna wieksza reka ktora gram to check-raise na flopie AT8 i po foldach slysze, ze "musialem miec 88, albo przynajmniej AT" (dla znajacych moj styl - nice, prawda? :D). Skutecznie buduje image nita i zamierzam wykorzystac to pozniej.
Po jakims czasie wykonuje calla z A high na 3J66J. Mimo iz bylo to w miare standardowe to mysle przed callem dluzsza chwile, aby nie stracic imageu. Wracam dzieki temu do startowych 30k.